Radość żeglowania - jakie rejsy są najlepsze? - Go Travel

Bliżej natury, bliżej ludzi, bliżej siebie. Tak o rejsach morskich na jachcie napisał na swojej stronie mój syn Adam. Uderzyły mnie te słowa swoją zwięzłością i trafnością. To dokładnie tak, jak ja organizuję kameralne wyprawy! A chwilę potem przeczytałam, skąd to wziął.

“Od dzieciństwa obserwowałem jak moja mama rozwijała GoTravel. Odkrywała nowe drogi podróżowania, nowe kierunki, i powoli budowała swoją firmę. Ale niezależnie od tego ile podróży organizowała i ilu klientami się opiekowała, jeśli ktoś zadzwonił, zawsze wiedziała kto to jest i miała czas na małą pogawędkę. Bo dla niej to ważne i osobiste. I o to właśnie chodzi. I wszyscy dzwoniący to wiedzą. 

Teraz, pod jej skrzydłami, zaczynam swoją działalność. Trochę inny rodzaj podróży, ale te same wartości.” – pisze na swojej stronie Adam.   

 

Olśniło mnie! Tak, to moje wartości. Tak staram się odkrywać i pokazywać świat.  Wzruszyłam się i uradowałam. Jak widać, niedaleko pada jabłko od jabłoni.

Nasze zasady (zarówno Gotravel, jak i Sailing Beetle):

 

Po pierwsze: bliżej natury

Bliżej natury niż żeglując po oceanie między niebem a bezkresną wodą chyba się nie da. Patrząc godzinami na skaczące koło łódki delfiny. Mając gwiazdy za mrugające towarzyszki nocnej nawigacji. Stojąc na kotwicy przy dzikich plażach, wśród fantastycznych formacji skalnych. 

 

Po drugie: ekologicznie

Jak najmniej szkodząc środowisku. Jesteśmy przecież jego częścią. Czyli: na jachcie właśnie Adam zainstalował panele słoneczne. Czerpiemy więc energię ze słońca. Staramy się używać silnika tylko wtedy, kiedy jest to konieczne. 

 

Po trzecie: kameralnie

Więcej zobaczymy, kiedy jest nas mniej. Dlatego na naszych wyjazdach mamy w grupach 8 – 12 osób, a na jachcie maksymalnie 4 amatorów żeglugi. 

 

Po czwarte: bliżej ludzi

Uwielbiam poznawać ludzi i dowiadywać się o ich życiu. Rozmawiam ze sprzedawcami w  sklepikach i na straganach, zagaduję ludzi na przystankach. Widzę, że niedaleko pada jabłko od jabłoni: Adam relacjonuje spotkania w małych sklepikach i w marinach. Dowiaduje się od nowopoznanych ludzi o lokalnych smakołykach, nalewaniu cydru i zwyczajach orek. Obydwoje mamy takie szczęście, że dokąd nie pojedziemy, to trafiamy na fiesty i koncerty. 

 

Po piąte: z troską i dbałością

Ważne są szczegóły: dbałość o detale, jak czekające na gości soczyste owoce, świeży sok, rum czy wino – zależnie od regionu. Wiedza, w którym miejscu jest najlepsze światło na zdjęcia rano, a gdzie późnym popołudniem. Czas na zapoznanie się. Czas na podzielenie się swoimi doświadczeniami.

Każdą kontaktującą się z nami osobę witamy z radością. Mamy czas na pogawędkę. Uczestnicy naszych wyjazdów stają się naszymi przyjaciółmi, często na długie, długie lata.

 

Po szóste: małe jest piękne!

Dopadła mnie mocna alergia na próby załatwienia czegoś w korporacjach. Odbijanie się od botów na czatach czy infoliniach. Spławiające maile: niestety nic nie możemy zrobić. 

Czuję się zaopiekowana, kiedy dzwoni lub pisze do mnie Małgosia z ubezpieczeń czy Maciej z systemów rezerwacyjnych. Wiem, że znają moją sytuację i proponują konkretne, najlepsze dla mnie rozwiązania. 

Dlatego nie chcę mieć dużej firmy. Nie jestem w stanie zająć się tysiącami podróżników z należytą starannością. Wolę mniej, ale mieć dla nich więcej czasu. 

Przyznam się szczerze, że wzruszyłam się, kiedy przeczytałam na stronie Sailing Beetle pochwałę małych firm. I naukę, jaką mój syn odebrał obserwując przez lata jak buduję swoją firmę. Duma mnie rozpiera. 

 

Gdzie można znaleźć informacje o rejsach?

 

Na stronie internetowej Sailing Beetle.

Strona jest po angielsku, bo dla młodych, żądnych przygód ludzi z całego świata to podstawowy język komunikacji. Ale kapitan prowadzący rejsy, czyli Adam, jest Polakiem, więc oczywiście mówi też po polsku. 

Sailing Bettle wystartował z Bilbao, czyli z Kraju Basków (Baskowie obrażają się, kiedy nazywa się ich Hiszpanami). Żeglował po Zatoce Biskajskiej, wzdłuż górzystych, północnych wybrzeży Hiszpanii, a konkretnie Asturii i Galicji. W tamtych rejonach separatyzmy są mocne. Zawijali do marin w tamtejszych miasteczkach, kupowali ogromne arbuzy, cydr i wino. W czasie nocnej żeglugi godzinami towarzyszyły im delfiny. 

Potem żeglował wzdłuż Portugalii, odwiedzając dobrze znane Porto ( ach te mosty!) i Lizbonę (pasteis de nata obowiązkowe). Po odwiedzeniu uroczej Sesimbry dopłynął do Lagos (południe Portugalii, czyli Algarve), cumując wśród bajkowych formacji skalnych. 

 Aktualizacja 15 stycznia 2023: 

Potem Sailing Beetle eksplorował południową Portugalię i Hiszpanię oraz Gibraltar.  Płynął wzdłuż Costa del Sol do Alicante. Z Alicante ruszył na dwutygodniowy rejs po Balearach. Odwiedził Ibizę i Majorkę (tam kolejna zmiana załóg).

Przelot z Gibraltaru na Wyspy Kanaryjskie zaczął się tydzień później, bo kompletnie nie było wiatru. Załoga wróciła, bo skończył się zaplanowany urlop. Wiadomo – wszystko zależy od łaskawości Neptuna. Tak więc Adam znów żeglował samotnie przez Atlantyk. Nie tak bardzo samotnie, bo sporo łódek czekało na wiatr w marinie w La Linea, poznali się, zaprzyjaźnili i mieli ze sobą kontakt radiowy. Ale na oceanie łódki ropływają się, w zasięgu wzroku tylko czasami się pojawiają. Tym razem pięć dni bez lądu w zasięgu wzroku. Czyli wiatry  sprzyjały. Rok wcześniej Adam żeglował własnoręcznie zbudowaną, pięciometrową łódką z portugalskiego Sagres na Teneryfę tylko sześć dni. 

Od grudnia Adam i Żuczek są na Wyspach Kanaryjskich. Najpierw Lanzarote, potem Fuertaventura i Gran Canaria. Coś dla amatorów lżejszego żeglowania i ciepełka w zimie. Wybrałam się tam na parę dni – ogromny zastrzyk energii, słońce i piękne widoki! Zmieniłam swoje zdanie o Kanarach, coraz bardziej mi się podobają.

Szczegóły rejsów zobaczycie po kliknięciu na stronie Sailing Beetle.   

Zapraszam imieniu Adama i swoim

Beata Radecka

W poniższej galerii zdjęć możecie zobaczyć jak wygląda jacht Sailing Beetle i rejs:

A codzienne, krótkie relacje i filmy na Instagramie Sailing Beetle >>

 

Tagi: