Ciągle ktoś mnie pyta z nutą niedowierzania w głosie, czy w Kolumbii jest bezpiecznie? Tak jakby powrót z tego pięknego kraju w jednym kawałku był jakimś wyczynem. Nie tylko bezpiecznie, ale też sympatycznie i miło!
Ludzie uprzejmi, ciągle słyszymy: Si senora, a la orden ( tak proszę Pani, do usług). W Bogocie czy Cali nie czuję się jakoś bardziej zagrożona niż w Madrycie, czy w Rzymie – a to właśnie w tych pięknych, europejskich stolicach ostatnio kilka razy okradziono mnie, moją mamą i moich znajomych.
Świetnie pamiętam, jak pierwszy raz wylądowałam w Bogocie, ładnych kilkanaście lat temu. Zupełnie przypadkiem. W Amsterdamie była gęsta mgła i nasz samolot nie mógł tam wylądować. Przez to spóźniliśmy się na samolot do Limy i lecieliśmy z przesiadkami. Kiedy po nocy spędzonej na lotnisku w Amsterdamie i paru godzinach w Paryżu na „de Gaullu” dotarliśmy właśnie do Bogoty, mieliśmy tak dość koczowania w terminalach, że postanowiliśmy zaryzykować i wyskoczyć na kilka godzin do miasta. Sympatyczny młody chłopak pomógł zorganizować bus z kierowcą. Wszystko trwało trzy minuty i już za chwilę chłonęliśmy przedwieczorny gwar dziewięciomilionowej metropolii.
Wtedy wojna domowa trwała jeszcze w najlepsze. Spodziewaliśmy się scen prawie jak z filmów o Powstaniu Warszawskim. Wychodzimy na Plaza Bolivar, a tu eleganccy, ładni ludzie spokojnie sobie spacerują, dzieci w czyściutkich, wyprasowanych mundurkach wracają ze szkoły, sprzedawcy proponują soki, owoce i przekąski uprzejmie i nawet mało nachalnie. To wszystko w cieniu ogromnej góry, która piętrzy się nad starówką. Ma brzmiącą dźwięcznie i trochę znajomo nazwę Montserrat –( tak, nazwali ją tak oczywiście Hiszpanie, jak sanktuarium koło Barcelony. A na dodatek miasto żyje rzeczywiście na wysokim poziomie – 2600 m n.p.m.
Co śmieszniejsze, okazało się, że wtedy obywateli Polski obowiązywały wizy do Kolumbii! Dowiedziałam się o tym przypadkiem parę lat później, kiedy sprawdzałam możliwości wyjścia w czasie lądowania tranzytowego. Jak udało się wtedy miłemu chłopakowi wyprowadzić nas z lotniska bez wiz i bez problemów? Za to właśnie uwielbiam Kolumbijczyków – nie stwarzają problemów, ale szybko działają i szukają najlepszych rozwiązań!
Beata Radecka
1 lutego 2016