O nas - Go Travel

O nas

Podróże to pasja, którą uwielbiamy się dzielić 

 

Lubimy poznawać ludzi, ich zwyczaje, cuda natury i fascynujące miejsca gdzie rzadko docierają turyści. Na wyprawach śpimy często w kameralnych, ekologicznych hotelach i hacjendach a czasami w domach mieszkańców. Niezwykle ważna jest dla nas troska o planetę i wspieranie lokalnych społecznościNasze grupy są kameralne – od 6 do 12 osób. Razem pijemy pyszną poranną kawę i ruszamy w świat, mając oczy i serca szeroko otwarte.

  Poznaj nas!

GoTravel to Beata Radecka, podróżniczka i założycielka biura oraz grono pasjonatów współpracujących z nią od lat. Zespół tworzą ludzie doświadczeni zarówno w samym podróżowaniu jak i w organizacji wyjazdów. Wiemy co się sprawdza, czego unikać, a co zachwyci nawet najbardziej wymagających globtroterów.

Jesteśmy licencjonowanym touroperatorem, wpisanym do Centralnej Ewidencji Organizatorów Turystyki Województwa Mazowieckiego pod numerem 1519 czyli organizujemy wyjazdy zgodnie z wymogami prawa. Mamy gwarancję ubezpieczeniową Signal Iduna numer M 526504  ważną do 6 kwietnia 2025. Chcemy, żeby nasi podróżnicy czuli się bezpieczni.

Beata Radecka

historyk sztuki, dziennikarka, podróżniczka, pilot wycieczek, arteterapeutka i choreoterapeutka. Założycielka i właścicielka Gotravel.

Jestem szczęściarą, która robi w życiu to, co naprawdę lubi: przygotowuję i pilotuję wyjazdy do najróżniejszych krajów. Wymarzyłam sobie, że będę dzielić się radością poznawania świata – i proszę, marzenia się spełniają!

Podróżuję od dziecka, organizuję wyjazdy od czasów liceum, pilotuję od ponad dwudziestu lat. I cały czas odkrywam coś nowego!  Moją pasją są kraje Ameryki Łacińskiej. Dobrze się tam czuję, często słyszę od Latynosów, że mam pokrewną duszę. A kiedy parę lat temu zafascynował mnie taniec, zaczęłam organizować wyprawy taneczne.

Zapraszam do wspólnego odkrywania świata!

Podróżowanie wyssałam z mlekiem matki. Jeździliśmy z rodzicami
od zawsze, śpiąc u gazdy czy rybaka. Jako nastolatka zjeździłam dość dokładnie Polskę, PKS em, zatłoczonymi nocnymi pociągami (te długie przygodnych podróżnych rozmowy!), tzw. „okazją”, jak w „Podróży za jeden uśmiech”, śpiąc w namiocie albo i bez namiotu – pod setkami gwiazd, w stodołach na sianie i w schroniskach na „glebie”. Przedeptałam z wielkim plecakiem na grzbiecie beskidzkie i tatrzańskie szlaki, spłynęłam kajakiem Dunajec, jeździłam na nartach, trochę wspinałam się w Jurze. Na kursach żeglarskich zdawałam na kolejne stopnie, a potem udało mi się zostać instruktorem żeglarstwa – wiele czasu spędziłam na Mazurach, szkoląc młodzież do egzaminu na żeglarza.

Z rodzinnej Łodzi wyfrunęłam na studia do Krakowa – bliżej gór! Poza tym Kraków to wymarzone miejsce na studiowanie historii sztuki, nawet spacerując potykamy się o zabytki. Za czasów moich studiów Instytut Historii Sztuki mieścił się w skrzydle najstarszego budynku Uniwersytetu Jagiellońskiego, czyli w Collegium Maius. Spiesząc się na zajęcia, musieliśmy się czasem przedzierać przez tłumy zwiedzających i szkolne wycieczki.

Po maturze udało mi się zaliczyć mój pierwszy lot! Długo przed erą masowych czarterów to było coś… Wylądowałam w środku nocy
w Atenach, ściskając misia i pożyczone 100 marek – nie żeby wydać, broń Boże, ale żeby okazać greckiej straży granicznej, że mam wystarczająco środków na przeżycie. Na szczęście spotkałam świetnych ludzi, którzy mi pomogli, pozwiedzałam Ateny i okolice, nocnym promem popłynęłam z Pireusu na niewiarygodnie piękną wyspę Santorini. Tam znalazłam pracę w restauracji – trzeba było zarobić na pobyt i zwiedzanie, a przy okazji ćwiczyłam angielski i doświadczałam uroków działania w międzynarodowej ekipie.

Rok później znów wybrałam się do Grecji, tym razem z koleżanką, autostopem przez Węgry i Jugosławię. Autostopem dotarłyśmy do Meteorów (ale klasztory już zdobywałyśmy pieszo!), do zagubionego wśród gór klasztoru Osios Lucas, słynącego ze złotych mozaik, do cyklopowych murów mykeńskich, przemierzyłyśmy Kretę od słynnej palmowej plaży Vai ( na której spałyśmy) aż po wąwóz Samaria, po wyjściu z którego dowiedziałyśmy się, że nie ma już żadnej łodzi tego dnia, a plecaki z naszymi rzeczami zostały koło Retymnonu…
Na bilety wstępu i jedzenie zarabiałyśmy zbierając winogrona w Nemei oraz w środku Krety, oraz serwując drinki w barze.

W czasie studiów zaliczałam kolejne podróże autostopowe – wtedy nie było to nic nadzwyczajnego, połowa ludzi z mojego roku tak podróżowała. Innych możliwości docierania do muzeów i zabytków, o których się uczyliśmy, nie było – to znaczy były, lecz zdecydowanie przekraczały studencki budżet. Objeździliśmy Niemcy, Francję, Austrię. W czasach głęboko „przedkomórkowych” podróżowaliśmy w dwie pary, umawiając się na przykład „pod katedrą w Bambergu”.

Z towarzyszem autostopowych wypraw wzięliśmy ślub, i w podróż poślubną też ruszyliśmy stopem. Miała być Wenecja, ale wylądowaliśmy na Istrii… i też było pięknie. Do Wenecji dotarliśmy nieco później. Stopem jechaliśmy też na roczne studia do Londynu.

Po studiach zaczęłam pracować w marketingu, ale szybko zorientowałam się, że to nie moja bajka. Po prostu nie potrafię spędzać życia w jednym miejscu! Poszłam na kurs pilotów wycieczek. Uczyłam się (i nadal się uczę!) kolejnych języków obcych. Zaczęłam od pilotowania autokarówek do Anglii, latem wyjechałam na Majorkę. Jeszcze kilkakrotnie byłam tam rezydentem, znam wyspę świetnie, bardzo ją lubię, i wiem, że zawsze znajdzie się jeszcze coś do odkrycia.

Po rezydenturze na Malcie pomyślałam, że nauczę się czegoś nowego: poszłam na podyplomowe studia dziennikarskie. Kończyłam je we „wzmocnionym składzie” – był już z nami nasz pierwszy syn. W pierwszy rejs popłynął, kiedy miał trzy miesiące. Z maluchami tez można wspaniale zwiedzać świat!

Zaczęłam pisać artykuły do prasy. Głównie o podróżach, bo to mój konik, ale nie tylko. Przez kilka lat pracowałam w przytulnym gronie w „Czterech Kątach”. Potem pojawił się drugi syn – obaj przed urodzeniem zaliczyli po parę wyjazdów!
Dwa lata przesiedziałam w redakcji, budując turystykę w portalu.
Ale to nie dla mnie – przekonałam się i ruszyłam w dalszą drogę. Zaczęłam pilotować dalsze wycieczki – Sri Lankę, Maroko, i moją wymarzoną Amerykę Południową: Peru, Boliwia, Chile, Argentyna, Brazylia, Ekwador.  Marzenia się spełniają! Kiedy zdawałam maturę, podróż do Peru wydawała się tak możliwa jak lot na księżyc…

Przyszedł czas na Azję, i ludzi o tak innej od nas mentalności, Afrykę, a nawet rejs na mroźną Antarktydę. Nie liczyłam nigdy, w ilu krajach byłam – to nie jest istotne. Ważne, co się z podróży wynosi. Spotkania z życzliwymi, mądrymi ludźmi, obezwładniające piękno natury… Tego, co przeżyjemy i zobaczymy, nikt nam nie odbierze.

Ponieważ bliżsi i dalsi znajomi prosili, żeby zorganizować wyjazd, zaczęłam to robić. Kameralne grupki i wyjazdy indywidualne. Potem okazało się, że po prostu się nie wyrabiam, i zaczęłam wspomagać sie współpracownikami. Niepostrzeżenie rozrosła mi sie firma. Ale wszystkie podróże szykujemy „con amore”, z sercem, pasją i uważnością.

Liczba krajów, do których do tej pory zorganizowaliśmy wyprawy

Uczestników mają najczęściej grupy które organizujemy

Osób liczyła nasza największa grupa na specjalne zamówienie: kongres Izby Notarialnej

Pasjonat zażyczył sobie indywidualną wyprawę na Islandię żeby fotografować zorzę polarną - i ją dla niego zorganizowaliśmy

Opinie naszych klientów

Każda Wasza opinia jest dla nas bardzo ważna. Możecie przysłać je mailem, wpisywać w opiniach Googla lub Facebooka. Tam też możecie je poczytać!

Do 2017 roku była możliwość wpisywania opinii na naszej ówczesnej stronie. Te opinie mają dla nas nieocenioną wartość sentymentalną. Dlatego postanowiliśmy je tutaj przenieść.