Ruszajmy w rejs - blog GoTravel

Z ogromną dumą zapraszamy na pokład naszego jachtu żaglowego. Żeglujemy całą rodziną od wielu lat, ale teraz będziemy dzielić się radością odkrywania świata w dobrym towarzystwie także na morzach i oceanach. Czy zauważyliście, że miasta, miasteczka i plaże od strony wody wyglądają po prostu ładniej? Nawet kiedy pływamy kajakiem, a co dopiero żeglując! 

 

Żeglarstwo w naszej rodzinie

Żeglarstwo jest w naszej rodzinie od zawsze. Kiedy miałam cztery miesiące, mój tato zrobił kurs sternika jachtowego. Ja sternika zrobiłam mając osiemnaście lat, w czasach manewrowania dwumasztową DZ-tą. Oczywiście bez silnika, w latach osiemdziesiątych silnik był rzadkim luksusem. 

Kiedy poznałam mojego męża, od razu podbił moje serce miłością do żagli i opowieściami z regat i rejsów na Warszawskiej Nike. Razem żeglowaliśmy na jego drewnianej Omedze. Zaskakująco dzielnie spisywała się na regatach, wygrywaliśmy różne mistrzostwa. Na Mazurach całe wakacyjne miesiące była naszym domem. Śpiąc na drewnianych gretingach podziwialiśmy tysiące gwiazd, a kiedy padało, na bomie rozpinaliśmy tropik od najpopularniejszego wtedy namiotu – chińskiej dwójki. 

Razem skończyliśmy kurs instruktorów żeglarstwa i przez całe studia pracowaliśmy na obozach szkoląc młodzież na żeglarza albo prowadząc rejsy żeglarskie.

Miłość do żeglowania przekazywana w genach

Nasze dzieci nie pamiętają, kiedy zaczęły żeglować. Nic dziwnego – Adam pierwszy raz był na łódce, gdy miał trzy miesiące, Rafał pięć (bo jest ze stycznia). Wtedy po Mazurach żeglowaliśmy rodzinnie stabilną Gigą. A potem przemierzaliśmy Bałtyk kolejnymi łódkami. 

Zapisaliśmy synów do szkółki regatowej. Od tej pory organizowaliśmy życie rodziny zgodnie z kalendarzem zgrupowań i regat. Najpierw klasy Optymist, potem Cadet, 420, aż do 470. Czasem już gubiłam się, które dziecko jest na regatach we Włoszech czy Hiszpanii, a które na Bałtyku. Rafał startował na Mistrzostwach Świata w Australii i Nowej Zelandii. 

 

Kiedy skończyli karierę zawodniczą, zaczęli budować własne łódki. I to oceaniczne! Zaczynali wycinając listewki w naszym garażu. I z tych listewek powstały pięciometrowe Setki. Jedna jest w Szwecji, a na drugiej Adam pożeglował sam z Lizbony na Teneryfę. Solo!

Adam dużo pływa z załogami na rejsach, ale też uczył żeglarstwa dzieciaki i młodzież, był skipperem na Bałtyku i w Chorwacji. I właśnie on wymyślił, żeby kupić jacht, dobrze go wyposażyć i prowadzić rejsy żeglarskie po Morzu Śródziemnym i Atlantyku. A że jest konsekwentny i uparty, po kilku miesiącach wytrwałych poszukiwań znalazł w Bilbao taki jacht, jaki spełniał jego wymagania. 

 

Nowy członek rodziny “Sailing Beetle” 

Nasz nowy nabytek to „Sailing Beetle”, czyli Żeglujący Żuczek. Wygodny jacht żaglowy, który spokojnie pomieści sześć osób. Ma trzy dwuosobowe kabiny, dużą mesę, łazienkę, świetnie wyposażoną kuchenkę z piekarnikiem (!). 

Adam i jego dziewczyna Zuza pojechali do Bilbao i troskliwie wyposażali Żuczka. Kupili miękkie, turkusowe śpiwory, ładne naczynia, nawet kawiarkę i kieliszki do wina! Bo obydwoje są wielbicielami dobrego wina i kawy, a na dodatek profesjonalnymi baristami. 

Ale najważniejsze jest bezpieczeństwo. Zaopatrzyli łódkę w najlepsze możliwe kamizelki ratunkowe na morze, odpowiedni ponton, sprzęt ratunkowy i nawigacyjny. To duża inwestycja, ale jak chce się coś robić naprawdę dobrze, to nie warto szczędzić sił i środków. 

 

Rodzinna pasja do podróży

Cieszę się, bo widzę, że jesteśmy z Adamem całkowicie zgodni co do tego jak lubimy przemierzać świat i jak chcemy go pokazywać innym.  Jak widać, rodzinne podróżowanie przyniosło efekty! 

Napisałam dla Was o tym jak wyglądają rejsy Sailing Beetle – możecie poczytać tutaj >> 

Zapraszamy gorąco na stronę „Sailing Beetle” 

A najświeższe informacje i ciekawostki znajdziecie na Instagramie Sailing Beetle

Adam i Zuza prowadzą media po angielsku, bo mają znajomych z całego świata. Ale możecie pisać lub dzwonić, na wszystkie pytania odpowiedzą po polsku.

Rodzinnie zapraszamy na pokład!

Beata Radecka i Adam Radecki

 

Tagi: