Wyspa Wielkanocna - wyprawa do kamiennych kolosów - Go Travel

Nie znajdziemy na niej pisanek, kraszanek ani baranków. Zagubiona wśród bezmiaru oceanu wyspa nosi swą nazwę tylko dlatego, że pierwsi Europejczycy dotarli tam właśnie w Niedzielę Wielkanocną 1722 roku.

 

Rapa Nui – najbardziej samotne miejsce na ziemi

Lecimy, lecimy, lecimy, już ponad pięć godzin, a pod nami ciągle tylko Wielki Błękit, czyli przestwór największego oceanu. A potem na ekranie w samolocie pojawia się malutka kropeczka. Że też udało nam się trafić w środek Pacyfiku!  – przechodzi mi przez głowę myśl. Całą wulkaniczną wysepkę widać jak na dłoni. Ten maleńki trójkąt to cel naszej wymarzonej podróży na koniec świata! Właśnie wylądowaliśmy na Wyspie Wielkanocnej.  

Wyspa Wielkanocna jest określana najbardziej samotnym miejscem na ziemi. Najbliżsi sąsiedzi zamieszkują maleńką wysepkę Pitcairn oddaloną ponad 2 tysiące kilometrów. Natomiast lot z Chile, do którego od ponad stu lat należy ten skrawek lądu, trwa ponad 5 godzin. To prawie 4 tysiące kilometrów

Ciekawostką jest, że pas startowy jest tutaj o wiele dłuższy niż na innych lotniskach. Licz trzy kilometry długości i ciągnie się przez całą wyspę. Dlaczego? Czyżby pilotowi trudno było wyhamować po tak długim locie? – żartujemy. Nie! NASA zainwestowało w lotnisko na tak odludnej wyspie, żeby w razie problemów mogły awaryjnie lądować tu wahadłowce kosmiczne!

Wysiadamy wprost na płytę lotniska. Nasz ogromny dreamliner i maleńki baraczek lotniska tworzą zabawny kontrast. Gdy robimy sobie zdjęcia, nikt na nas nie krzyczy i nie przegania. Odbieramy walizki w dusznym pomieszczeniu, a na zewnątrz czekają przewodnicy i kierowcy, na powitanie zawieszając na szyjach nowoprzybyłych  turystów wieńce wonnych kwiatów. Zostawiamy bagaże w hotelu i ruszamy na podbój samotnej, egzotycznej wyspy. Najdłuższy bok Wyspy Wielkanocnej ma zaledwie 24 kilometry długości!

Wyprawa na wulkan Rano Kao

Na pierwszy ogień wybieramy wycieczkę na górujący nad Hanga Roa wulkan Rano Kao. Krater ma sporą wyrwę, przez którą otwiera się widok na ocean. Wewnątrz krateru jest pełno wody – dzięki zgromadzonej w wulkanach deszczówce nie ma tu problemów ze słodką wodą. Widoki z góry na całą wyspę – przepiękne! 

Kupujemy bilety do Parku Narodowego i wchodzimy do wioski ceremonialnej Orongo. Aż do drugiej połowy XIX wieku to skaliste wybrzeże było miejscem kultu człowieka – ptaka. W małych domkach z kamienia mieszkano tylko w czasie konkursu – ceremonialnego szukania jaja rybitwy.

 Z każdego plemienia wybierano najdzielniejszego, który potrafił bez zadrapania zejść 400 metrów w dół po stromym klifie, nie zważając na rekiny dopłynąć do skalistej wyspy i znaleźć na niej pierwsze jajo rybitwy. Zwycięzca wracał do wioski, by wręczyć jajo swojemu wodzowi. 

W zamian dostępował niezwykłych zaszczytów. Było to golenie głowy i malowanie ciała na kolorowo. Następny rok spędzał w całkowitym odosobnieniu. Dla towarzystwa dostawał białą dziewicę, trzymaną wcześniej wiele miesięcy w jaskini, żeby nie dosięgły jej promienie słońca.

Mieszkańcy Rapa Nui mają dzikość w oku 

Wieczorem idziemy podziwiać tańce wyspiarskie w wykonaniu zespołu Kari Kari. Ciasne ławeczki, prosta, drewniana scena – ale tyle pasji, żywiołowości i entuzjazmu, co mają w sobie tancerze, dawno nie widziałam!  

Mieszkańcy Rapa Nui – tak nazywa się wyspa po polinezyjsku – są smagli, przystojni i mają dzikość w oku. Kultywują prastare zwyczaje, spontanicznie tańczą i śpiewają. 

 Festiwal Tapati  jest atrakcją, którą niewątpliwie warto zobaczyć na wyspie!  Odbywa się raz do roku. Rywalizują ze sobą całe rody. Najbardziej ekscytującą konkurencją jest zjazd ze stromego zbocza na pniu bananowca – zawodnicy przyodziani jedynie w przepaski biodrowe rozwijają prędkość prawie 100 km na godzinę!

Ciekawostka, co się wydarzyło na Wyspie Wielkanocnej

Wyspiarze nie mają powodów, żeby lubić przybyszów: w święta Bożego Narodzenia 1862 roku do brzegów wyspy podpłynął statek z kolorowymi fatałaszkami i paciorkami. Zwabionym podarkami tubulcom załoga dała papier i ołówki. Czegoś takiego miejscowi nie znali, zaczęli się więc nimi bawić i rysować. Okazało się, że w ten sposób podpisują straszliwe kontrakty – statek należał do łowców niewolników

Kogo nie mogli pojmać, od razu zabijali. W ten sposób wywieźli tysiąc wyspiarzy do katorżniczej pracy w kopalniach guana u wybrzeży Peru. Kiedy dowiedział się o tym biskup Tahiti, wywalczył zwolnienie nieszczęśników, tyle że 900 już zmarło z głodu, chorób i pracy w straszliwych warunkach. 

Z setki ocalałych, których odesłano do domu, 85 umarło w drodze na ospę wietrzną, a garstka tych, którzy dotarli do ojczystej wyspy, zaraziła ziomków. Z wielotysięcznej, dobrze zorganizowanej cywilizacji przeżyła zaledwie setka ludzi. 

Ekspedycja na Rano Raraku, gdzie wykuwano posągi 

Następnego dnia jedziemy dalej. Chcemy zobaczyć skąd brano kamień i gdzie rzeźbiono moai. W tym celu wspinamy się na wygasły wulkan  Rano Raraku. Kolosy wyciosywano w skale od razu na miejscu, na zboczu dawnego wulkanu.Widzimy niedokończone rzeźby w różnej fazie obróbki. Są też postawione pionowo gotowe olbrzymy, zagrzebane po szyję w ziemi. Sprawiają wrażenie jakby schodziły w dół. 

Gigantyczne kamienne posągi, sięgające 22 metrów wysokości i ważące może nawet po 200 ton, rozsławiły na cały świat maleńką wysepkę. Jest ich na Wyspie Wielkanocnej ponad 800. Połowa wciąż tkwi w zboczach wulkanu Rano Raraku. Pozostałe, kilkudziesięciotonowe kolosy  transportowano na krańce wyspy, żeby ustawić je na grobach wodzów, plecami do oceanu, aby przez nie dawali moc i siłę swojemu ludowi. 

Ile czasu wykuwano posągi na Wyspie Wielkanocnej?

Wykucie posągu zajmowało wyspecjalizowanej ekipie nawet ponad rok, transport około dwóch miesięcy, a postawienie w pozycji pionowej kolejne dwa miesiące.

Kilkudziesięciotonowe gotowe rzeźby transportowano nawet kilkanaście kilometrów. W jaki sposób? Teorii jest kilka: może przeciągano je na drewnianych rolkach, a może na ogromnych drewnianych saniach. W pewnym momencie drewno się skończyło, a ludność pogrążyła się w bratobójczych walkach. Kanibalizm był na porządku dziennym. W czasie wojen wszystkie posągi zostały przewrócone na brzuch, żeby dane rody nie miały wsparcia z ich strony. Od pięćdziesięciu lat z niemałym trudem są podnoszone i ustawiane z powrotem na platformach przez ekipy archeologów. 

Można spokojnie robić sobie z nimi zdjęcia, musimy tylko pamiętać, że nie wolno ich dotykać. Warto zadumać się na wulkanicznym zboczu. Wokół bezkres oceanu, wysuszona słońcem trawa, hasają swobodnie stada koni – bynajmniej nie dzikich, mają właściciela, ale nikt nie widzi powodu żeby zamykać zwierzęta, skoro same mogą wybierać pastwiska. Koni jest tu tyle, ile ludzi! 

Jakie są ceny na Wyspie Wielkanocnej?

Nie ukrywajmy – jest drogo. Powiem wprost: to jedno z droższych miejsc na wakacje. Dlatego rzadko kto zabawi tam dłużej. Ale Wyspa Wielkanocna jest mała, więc wystarczą trzy dni, żeby poznać ją całą. 

Skąd się biorą wysokie ceny? Przeloty są drogie, zmonopolizowane przez jedną linię lotniczą. Nie obniżają cen, bo chętnych jest wystarczająco wielu i bilety trzeba kupować z dużym wyprzedzeniem. Stali mieszkańcy wyspy mają na szczęście duże zniżki. Na miejscu też ceny są o wiele wyższe niż na kontynencie – wszystko trzeba przecież sprowadzać. Dlatego przybywają tu jedynie prawdziwi zapaleńcy i obieżyświaci. I tak jest ich wystarczająco jak na maleńką wysepkę. 

Beata Radecka (poniżej moje zdjęcie z moai na sekundę przedtem, zanim dowiedziałam się, że nie można dotykać posągów. Ale to był mój pierwszy raz na Wyspie Wielkanocnej, dawno temu, więc wybaczcie) 

5 grudnia 2017

Tagi: