Kolumbia z GoTravel - relacja z podróży

Zaczęliśmy na bogato – od El Dorado. Tak pięknie od złotej krainy nazwano lotnisko w Bogocie, stolicy Kolumbii.

Złota Bogota wieczorową porą była już pusta, nie licząc kilku policjantów, oczywiście przystojnych, jak to w Kolumbii. Z daleka dyskretnie czuwali nam naszym spacerem po Plaza Bolivar, przed piękną barokową katedrą. Nie było mnie w Kolumbii raptem dwa tygodnie! I już zaczęłam tęsknić. Wbrew filmowym stereotypom kraj bardzo przyjazny, a ludzie uprzejmi.Z tymi, którzy jeszcze mieli siły po długiej podróży, ruszyliśmy spróbować nocnego życia. Choć w niedzielę Kolumbijczycy zazwyczaj nie imprezują, zbierając siły na nowy tydzień pracy, trafiliśmy na lokal z całą orkiestrą meksykańskich mariachi. Chyba z dziesięć osób! Piękne głosy, eleganckie stroje, trąbki, skrzypce, choć w lokalu było chyba mniej klientów, niż muzykantów na scenie.

Muzeum Złota w Bogocie

Świt w Bogocie jest przepiękny, kiedy słońce wstaje nad otaczającymi miasto górami. Na lotnisku – złote ściany, żeby nazwa miała swoje dosłowne uzasadnienie. Zawsze chętnie zapraszam do sklepów Brit, gdzie można częstować się gorącą kawą z termosów, oraz ziarenkami kawy w czekoladzie, ciemnej lub białej. Pyszne! Sprzedają też egzotyczne owoce w czekoladzie, oprócz takich trywialnych jak ananas jest też na przykład lulo, guayava czy uchuva, czyli nieco kwaskowa miechunka peruwiańska. Trudno się oprzeć tym smakołykom. Dobrze, że na lotnisku nie mieliśmy więcej czasu, bo bym chyba nie zmieściła się do samolotu…

Zaopatrzyliśmy się w kolumbijską kawę ( można sobie zmielić osobiście!), oblane czekoladą smakołyki, i w dalszą drogę.

Pogoda jak drut, po starcie było widać serce Kolumbii – dziewięciomilionowa metropolia, a potem jezioro Guatavita, w którym ponoć ukrywa się zatopiony w czasie hiszpańskiego najazdu skarb. Z góry nie zauważyliśmy, ale po skarb warto wrócić. Szczególnie jak nie znajdzie się złoty pociąg z Wałbrzycha…

2 lutego 2016

Tagi: