Co się zmienia w turystyce? Jakie nowoczesne trendy w podróżowaniu obserwuję?
Od 28 lat zawodowo zajmuję się turystyką. Najpierw byłam pilotką wycieczek i rezydentką, potem dziennikarką specjalizującą się w turystyce. Pisałam artykuły o miejscach w których byłam oraz poradniki jak się przygotować do podróży. Potem przez lata redagowałam dział turystyczny w dużym portalu internetowym.
Teraz przez większość roku jestem w drodze. Założyłam autorskie biuro podróży, często sama opiekuję się grupami na wyjazdach. Prowadzę małe grupki turystów lub podróżuję solo po wszystkich kontynentach.
Przez ponad ćwierć wieku obserwuję, jak zmieniają się trendy w turystyce. Jak modne stają się nowe kierunki a jakie „wypadają z gry”. Jak zmienia się percepcja świata i potrzeby podróżujących.
Tutaj chcę się podzielić obserwacjami, które wynikają z moich doświadczeń.
Zachłanność, czyli jak wyglądała turystyka w latach dziewięćdziesiątych XX wieku
W latach dziewięćdziesiątych byliśmy bardzo spragnieni poznawania nowych miejsc. Szczególnie Polacy – wreszcie mogliśmy wyjeżdżać za granicę! Chcieliśmy jak najwięcej zobaczyć. Kiedy już odstaliśmy w tasiemcowych kolejkach po paszport i wizy, zachłannie rzucaliśmy się, żeby zaliczyć kultowe miejsca, znane nam do tej pory ze zdjęć i filmów. Akropol, Wieża Eiffla, Kolosseum, Sagrada Familia. Szybko, żeby zobaczyć jak najwięcej. Na Florencję mieliśmy trzy godziny, na Monachium dwie.
Na delektowanie się rozkoszami lokalnej kuchni już nie mieliśmy czasu, zresztą to było mało ważne, bo nie mieliśmy też pieniędzy. Bagietka z piekarni i pasztet podlaski wieziony przez całą Europę załatwiały sprawę wyżywienia.

Syndrom piątej katedry
Od tempa wycieczek i nadmiaru wrażeń już wszystko mieszało nam się w głowach. Pamiętam, jak w 2001 roku jak podczas pilotowania wycieczki objazdowej wokół Hiszpanii i Portugalii zaobserwowałam „syndrom piątej katedry”. To moja autorskie określenie! Chodzi o to, że bez względu czy zwiedzamy gotyckie katedry, stupy buddyjskie czy piramidy Majów na Jukatanie, przy piątym podobnym obiekcie większość ludzi ma po prostu dość. Choćby to był ósmy cud świata i z listy UNESCO. Jeśli przełamią poznawczy opór swojego mózgu, to i tak niewiele pamiętają poza mętlikiem w głowie i dominującym poczuciem zmęczenia.
Teraz podróże stały się dostępne dla znakomitej większości Europejczyków, także Polaków. Wyjazd na Majorkę, Kretę czy do Paryża jest łatwizną, a nawet zalatuje nudą.
Czego zatem szukamy w podróżowaniu w 2024 roku?
Aktualne trendy w turystyce:
1. Slow Travel – podróżuj powoli, doświadczaj wszystkimi zmysłami
Już ładnych parę lat temu skończyła się era zaliczania galopem punktów programu i odhaczanie kolejnych zabytków i galerii sztuki. Zauważyłam, że kiedy miejscowi przewodnicy podają za dużo dat i nazwisk, są źle oceniani przez turystów.
Teraz ważne są doświadczenia, najlepiej wszystkimi zmysłami. A tego nie da się szybko. To musi być powoli, czyli slow travel.
Uważne obserwowanie, poczucie zapachu, powolne smakowanie. I koniecznie czas na zachwyt, cieszenie się chwilą!
Lubimy siedzieć w kawiarence naprzeciw starej katedry i popijając aromatyczną kawę patrzeć, jak gestykulują dyskutujący staruszkowie. Przyglądać się, jak smagłe dzieci łowią ryby na kolację w dopływie Amazonki i jak cieszą się, wskakując do rzeki.
Ważniejsza jest chwila luzu niż realizowanie kolejnych punktów programu. Bo najlepiej zapamiętujemy emocje. Zapach afrykańskiej sawanny, wschód słońca nad Głową Cukru, świergot ptaków w dżungli o świcie. Smak gorącej czekolady, na którą własnoręcznie łuskaliśmy i mieliliśmy wysuszone ziarna kakaowca.

2. Postaw na autentyczne przeżycia i odkrywanie prawdziwego świata
20 lat temu lubiliśmy pławić się w luksusie all inclusive, teraz luksus jest passe . Wolimy spać w hamakach, ucierać maniok i własnoręcznie zrywać ziarenka kawy niż czekać, aż kelner w białej marynarce przyniesie kolejnego drinka z parasolką.
W Tanzanii idziemy na polowanie z przyodzianymi w skóry myśliwymi z plemienia Hadzabe. Najczęściej nic nie upolujemy, ale posłuchamy ich kląskającego języka i zdamy sobie sprawę, że choć posługujemy się w życiu zupełnie innymi narzędziami, to podobne rzeczy nas śmieszą.

Na Wyspie Wielkanocnej płyniemy złowić tuńczyka z miejscowymi rybakami małą drewnianą łódką. Choć może zamiast ryb przywieziemy tylko opróżnione ekspresowo żołądki.

W południowej Kolumbii kobiety z plemienia Misak uczą nas prząść (ależ to trudne!), tańczyć swoje tańce ludowe i pokazują nam uprawiane przez siebie owoce i zioła. Kiedy przebieramy się w ich chabrowe stroje, cieszą się, że ważna jest dla nas ich kultura.
Według Światowej Organizacji Turystyki (UNWTO), zrównoważona turystyka jest kluczowa dla zachowania dziedzictwa kulturowego i naturalnego oraz dla wspierania gospodarek lokalnych.
3. Wspieranie lokalnych społeczności – bądź blisko ludzi

Złote klamki, czerwone dywany i kryształowe żyrandole już nas nie cieszą. Doceniamy noclegi w domach miejscowych ludzi, prywatnych kwaterach albo chatkach z patyków. Chcemy uczestniczyć w ich codziennym życiu – razem gotujemy i uczymy się prząść. Nawet się nie spodziewamy, że to o wiele trudniejsze niż obsługa aplikacji bankowej!
W kubańskich kwaterach zwanych casas particulares czasem nie ma światła albo wody, za to zjemy przygotowane przez gospodarza na grillu homary i obejrzymy przechowywane jak relikwia rodowe filiżanki w różyczki, które ostały się wśród rewolucyjnych wichrów historii.
Chcemy spróbować, jak jedzą miejscowi. Mango czy papaja zerwane z drzewa rosnącego przez chatką chłopa u którego gościmy smakuje o niebo lepiej niż kupione w supermarkecie. Najświeższe ryby są z nocnego połowu, kupowane na lokalnych targach rybnych tuż przy porcie lub plaży, na którą wyciągane są łódki. Lubimy chodzić na takie targi – może nie ze względu na zapachy, ale na lokalny koloryt. Kiedy patrzymy na żylastych rybaków w podartych T- shirtach, nabieramy szacunku dla ich ciężkiej pracy.
Przechwalamy się, co kosztowaliśmy w lokalerskich miejscówkach na wypłowiałej ceracie. Opowieść o jedzeniu skorpionów, mrówek, szczurów czy kozich penisów od razu dodaje nam podróżniczego splendoru.
Kiedyś w południowych Indiach zajechaliśmy do przydrożnej knajpki, gdzie inni klienci, głównie kierowcy hinduskich ciężarówek, patrzyli na nas jak na przybyszy z Marsa. Palcami prawej ręki nieudolnie próbowaliśmy lepić kulki z ryżu z sosami, które dostaliśmy w maleńkich metalowych miseczkach. Pamiętaliśmy, że w Indiach lewa ręka służy do innych osobistych czynności i nie należy dotykać nią jedzenia. A widelce czy łyżki? Cóż, w lokalnych knajpach sztućców po prostu nie posiadają! Bo nie mają takiej potrzeby. Tak jak w Chinach dostajemy pałeczki. Proszenie o widelec to obciach i dziwactwo. Zresztą i tak małe szanse, że jakiś mają…

4. Turystyka ekologiczna i zrównoważona – poczuj się częścią natury
Turystyka zrównoważona to jeden z najważniejszych trendów w branży od kilku lat.
Osobiście nie przebadam za słowem „zrównoważnona”, lecz po polsku nie znajduję trafionego odpowiednika „sustainable tourism”.
Sceptyczy toczą zawzięte dyskusje, że przecież kiedy latamy samolotami czy jeździmy jakimkolwiek środkiem lokomocji który ma silnik, to nieuchronnie narażamy środowisko naturalne na szwank. I mówienie o turystyce ekologicznej to hipokryzja.

Ale wiele gatunków zwierząt może przetrwać tylko dlatego, że turyści zasilają kiesę parku narodowego płacąc za horrendalnie drogie bilety wstępu.
Na przykład w tym roku wstęp do Parku Narodowego Galapagos zdrożał dwukrotnie, ze 100 do 200 dolarów. W tak unikalnych miejscach chodzi o to, żeby jak najmniej turystów niepokoiło gigantyczne żółwie słoniowe, legwany, pisklaki albatrosów i pingwiny równikowe, żyjące wyłącznie na tym archipelagu. A z drugiej strony zapewniło odpowiednie wsparcie. Dlatego ceny wstępów będą rosły.
Nic chyba nie przebije cen permitów na trekking do goryli górskich. W Ugandzie za jednodniowy trekking płacimy 800 dolarów, a i tak teraz to najtańsza możliwość oglądania tych ogromnych zwierząt w ich naturalnych otoczeniu. Trzeba powiedzieć wprost – dzięki temu goryle jeszcze żyją. Za te pieniądze lokalne władze organizują patrole antykłusownicze, ale co najważniejsze, miejsca pracy w okolicznych wioskach. Wprowadzają nowe uprawy i dzięki temu miejscowi mieszkańcy nie kłusują na goryle – zwyczajnie im się to już nie opłaca.
Osobiście z przyjemnością zapłacę nawet wysokie kwoty, jeśli wiem, że dzięki temu możemy chronić środowisko i ocalić ginące gatunki.

5. Wyjazdy tematyczne – ucz się u źródła

Lubimy rozwijać się, chcemy zrobić coś dobrego dla siebie, dla swojego ciała i ducha. Także w czasie wakacji.
Błyskawicznie rozwijającym się nurtem są podróże koncepcyjne, czyli turystyka doświadczeń. Jedziemy nie tylko odpoczywać czy oglądać, ale chcemy coś robić, uczyć się, doskonalić.
6. Turystyka zdrowotna i wellness
W dobrym tonie jest dbanie o zdrowie i kondycję. Podróżujemy, żeby poprawić swoje zdrowie fizyczne i psychiczne. Czujemy wtedy, że robimy coś dobrego dla siebie.
Nawet jak na co dzień nie ćwiczymy regularnie, nie najlepiej się odżywiamy, to chcemy nadrobić to w czasie wakacji. A zmiana środowiska i otoczenia sprzyja: jak wszyscy idą na poranną jogę czy rozruch, to i my tam się dowleczemy. Kiedy wszyscy wcinają kiełki i delektują się spaghetti z cukini, to nam też łatwiej przetrwać warzywną dietę.

– spa i ośrodki wellness
Jak grzyby po deszczu powstają ośrodki oferujące programy detoksykacyjne, jogę, medytację i zabiegi spa. Nie tylko na Bali, w Tajlandii i Indiach, ale praktycznie na całym świecie.
– turystyka medyczna
To osobna gałąź przemysłu turystycznego. Kanadyjczycy jeżdżą na Kubę, żeby kilkakrotnie taniej zafundować sobie implanty zębów. Niemcy przyjeżdżają do polskich sanatoriów nad Bałtykiem. Zagłębiem operacji plastycznych staje się Turcja.
7. Powrót do organizacji podróży z profesjonalistą
Żyjemy w czasach, kiedy mozemy kupić bilety lotnicze i rezerwować noclegi w dowolnym zakątku świata kilkoma puknięciami kciuka w telefon. Mogłoby się wydawać, że biura organizujące wyjazdy wyginą jak dinozaury.
Ale okazuje się, że mamy całkiem odwrotny trend. W czasie urlopu ludzie chcą odpocząć od planowania, organizowania, podejmowania decyzji, zarządzania czasem. Robią to na co dzień w pracy. Wakacje to czas żeby ktoś się „tym wszystkim” zajął!
- lubimy czuć się zaopiekowani, i nie przez bota, ale konkretnego człowieka. W dzisiejszych czasach nawet boty mają imiona, ale to nie to samo.
- nie dlatego podróżujemy w grupie, bo nie potrafimy sami sobie zarezerwować, ale żeby czuć się częścią społeczności. Ten trend nasilił się szczególnie po pandemii Covid 19.
8. Butikowe wyjazdy w kameralnych grupach
Dominującym trendem jest podróżowanie w kameralnych grupach. Znam wiele osób, które przestały jeździć z masowymi biurami właśnie dlatego, że nie lubią przemierzać świata w 40 osobowym autokarze.
Nie jest to całkiem nowy trend, bo już kilkanaście lat temu słyszałam wielokrotnie: wolę zapłacić więcej, żeby podróżować w mniejszej grupie.
- Jeżdżąc w kameralnej grupie oszczędzamy czas: mniej go tracimy na wsiadanie i wysiadanie, na posiłki, czekanie na kogoś, i oczywiście sprawa kluczowa: na kolejki do toalety. Możemy więcej zobaczyć niż plecy innego turysty przed sobą. Nawet systemy audio guide nie rozwiązują problemu: co z tego, że każdy przez słuchawkę świetnie słyszy przewodnika, skoro pół grupy nie doszło jeszcze do sali gdzie wisi obraz, o którym opowiada. Wiem z własnego doświadczenia pilockiego, że im większa grupa, tym mniej miejsc mogę im pokazać. Z kameralną grupką łatwiej „wtopić się” w kulturę, klimat, wbić na domówkę, ceremonię santerii (religii afrokubańskiej) lub na kawę zaparzoną w obtłuczonej kawiarce przez nieśmiało uśmiechającą się wieśniaczkę. Ważne są też bliskie relacje w grupie. Czasem odnoszę wrażenie, że ludzie jeżdżą też, żeby na luzie po prostu ze sobą pogadać.
Podsumowanie
Dzisiejsi podróżnicy, znudzeni blichtrem ogromnych ośrodków all inclusive, szukają autentycznego, wolno toczącego się życia w wioskach poza utartymi szlakami. Bliżej ludzi, bliżej natury, bliżej siebie. Chcą uczestniczyć w miejscowych fiestach, karnawałach, tańcach, ceremoniach, a nie tylko je oglądać przez szybę autokaru. Turystyka zrównoważona i turystyka doświadczeń to moim zdaniem dwa najważniejsze trendy w turystyce 2024.
Bardzo mnie to cieszy, bo te trendy wcale nie są dla mnie nowe. To mój styl podróżowania od zawsze. Kiedy byłam studentką, przemierzałam Europę autostopem, a potem Amerykę Południową lokalnymi busami, gdzie pasażerowie w podartych torbach wozili gdaczące kury i chrumkające świnki.
Wychodzi na to, że jestem na bieżąco z aktualnymi trendami od lat. Zgodnie z nimi organizuję moje autorskie wyjazdy w kameralnych grupach. Jeśli szukasz autentycznych przeżyć, zobacz dokąd możesz się z nami wybrać. Zapraszam – szczegóły wypraw 2024/2025 znajdziesz tutaj


